GROSSGLOCKNER – MAJ 2005
Alpy – kraina, która była dla mnie przez długi czas tylko marzeniem. Ileż trzeba
mieć pieniędzy i doświadczenia żeby się tam wybrać? Takie pytania prześladowały
mnie przez całe studia. Z powodów ekonomicznych moje drogi cały czas kierowały
się na wschód Europy i właśnie podczas jednej z wypraw na Ukrainę powstał pomysł
wyjazdu w Alpy. Celem miała być najwyższa góra Austrii – Grossglockner (3798 m
n.p.m.).
Szperanie w internecie, kompletowanie sprzętu i wybór środka transportu – tak
wyglądały ostatnie dni przed wyjazdem. Co tu dużo ukrywać stres był duży,
pierwszy raz w życiu miałem przekroczyć granicę trzech tysięcy metrów.
Autokarem relacji Kraków – Salzburg, a następnie autostopem dostajemy się do
Kals i wieczorem lądujemy pod schroniskiem Lucknerhaus (1918 m n.p.m.). Jest
jeszcze stosunkowo jasno więc postanawiamy podejść do następnego schroniska
Lucknerhutte (2241 m n.p.m.). Rozkładamy śpiworki w stacji kolejki górskiej
kilkanaście metrów od schroniska. Ze snu wybija nas uruchomiona kolejka, którą z
gór zjeżdża młody ratownik. Nie jest specjalnie zdziwiony naszym towarzystwem.
Oddychamy z ulgą, gdyż liczyliśmy się z tym, iż będziemy musieli opuścić budynek
w środku nocy.
Poranny widok na majestatyczny cel naszej wędrówki wywołuje dreszczyk emocji.
Ruszamy powoli w kierunku lodowca Kondniktzkees, raki przydają się tylko do
momentu kiedy lodowiec nie zostaje oświetlony przez słońce. Potem zaczynamy
zapadać się po kolana w śniegu. Planowaliśmy ubezpieczać się na lodowcu ale
śniegu jest tak dużo, że szansa wpadnięcia w szczelinę jest niewielka. Mozolnej
wędrówce po lodowcu przygląda nam się cały czas Wielki Dzwonnik oraz tłum
zjeżdżających po lodowcu Skitourowców.
Wreszcie docieramy do miejsca naszego noclegu, czyli do schroniska Erzherzog
Johann Hutte (3451 m n.p.m.). W maju dla turystów udostępniony jest zimowy
schron w piwnicach budynku. Ku naszej uldze jesteśmy pierwsi w tym miejscu i
rezerwujemy najlepsze miejsca.
Pogoda nadal sprzyja a do zmierzchu jeszcze kilka godzin. Jeszcze dziś
postanawiamy zaatakować szczyt. Po godzinnej wspinaczce stromym śnieżnym polem,
gdzie raki i czekan są już niezbędne, dochodzimy do głównej grani. Tu zaczęły
się małe problemy, po pierwsze to nasz debiut w Alpach, po drugie zespół
zupełnie nie zgrany, a to wszystko spowodowało, że po trzecie zaczęło się robić
późno. Decyzja może być jedna. Zawracamy.
Rano ulga. Jest bezchmurnie i bezwietrznie. Atakujemy. Nikogo przed nami nie ma.
Na grani zaczynamy się asekurować, co powoduje, że czujemy się coraz mniej
bezpieczni… Na wąskiej grani zaczynają wyprzedzać nas Skitourowcy, włażący nam
dosłownie na głowę. Większość z nich nie ubezpiecza się, Ci przezorniejsi
powiązani są liną w odległości jednego metra od siebie !! Wiedziałem, że Alpy
śmierdzą komercją ale to już przesada. Ruch jak na Krupówkach w Boże Narodzenie.
Czekając w kolejce na nasz ruch, podziwiam widoki. Z grani doskonale widać
Lodowiec Pasterze – największy w Alpach austriackich i małe jak pudełeczko
zapałek schronisko Erzherzog Johann Hutte.
Małe obniżenie pomiędzy Kleinglocknerem a Grossglocknerem to najtrudniejszy
odcinek, z którym przyjdzie nam się zmierzyć. Na przełęcz Glocknerscharte można
zrobić zjazd lub zejść jak po via ferracie wpinając się do stalowej linki. Na
przełęczy kilkunastominutowy przymusowy postój. Z góry schodzi kilka ekip.
Wreszcie nasza kolej. Czas na krótką wspinaczkę, wycenioną jako droga trójkowa.
Mija nie więcej niż pięć minut i ściskamy się pod krzyżem ustawionym na
najwyższym szczycie Austrii !! Pomimo, że po drodze przeklinaliśmy tę górę
jakieś 3798 razy, to jednak jesteśmy szczęśliwi i podnieceni. Przez kilkanaście
minut jesteśmy sami na szczycie i podziwiamy wspaniałe widoki. Wokół nas „tylko”
morze gór i nic więcej…
Cel został zrealizowany. Nowe doświadczenia zdobyte. Apetyty wzrosły i wytyczyły
kolejne cele. Nasuwa się pytanie. Czy Grossglockner jest trudną góra? Odpowiem
tak: wszystkie góry trzeba szanować i czuć przed nimi respekt. Dla nas
Grossglockner okazał się być bardzo łaskawy i nie dał nam wielu powodów do
zmartwień a to spowodowało, że mogłem dla Was napisać ten artykuł…
KILKA PORAD:
Sprzęt wspinaczkowy: raki, czekan, lina dynamiczna, uprząż, kilka karabinków w
tym jeden HMS, taśmy, przyrząd zjazdowy i kask.
Sprzęt biwakowy: Oprócz standardowego sprzętu biwakowego, należy zabrać okulary
lodowcowe i kremy ochronne.
Niebezpieczeństwa: Do największych niebezpieczeństw, oprócz pogody, zaliczyć
należy głupotę innych ludzi, którzy mogą spowodować wypadek zagrażający życiu
innych turystów (Skitourowcy) oraz lawiny, które mogą być wywołane przez wyżej
wymienione osoby lub przez turystów zrzucających dla zabawy głazy spod
schroniska Erzherzog Johann Hutte (oczywiście mowa o Polakach…)
|