WYJAZDY ZAGRANICZNE
WYJAZDY KRAJOWE
INFORMACJE PRAKTYCZNE
LINKI

AKTUALNOŚCI
PRZEWODNICTWO I PILOTAŻ
POKAZY SLAJDÓW
O MNIE



Bliskowschodnie wspomnienia – Jordania
Zima 2008

Amman - Morze Martwe - okolice Petry - Akaba - Morze Czerwone


Dwa arabskie kraje mające ze sobą dobre stosunki dyplomatyczne dzieli od siebie pas ziemi niczyjej, długości ponad trzech kilometrów. Na szczęście jest to pas, który można przebyć rowerem, gorzej gdybyśmy mieli do czynienia z wodą, gdyż Ministerstwo Spraw Zagranicznych komunikuje: Obowiązuje zakaz wwozu pontonów gumowych. Zdradzę niecierpliwym, że właśnie z Syrii wjeżdżamy do Jordańskiego Królestwa Haszymidzkiego.

Czas na formalności. Na początek dostajemy zielony kwitek, z którym biegamy od budki do budki i kolejno go stemplujemy aby na końcu go oddać. Należy również wykupić jordańską wizę w postaci znaczka pocztowego, do tego kilka stempli i kolejna kartka z paszportu przechodzi do historii. Oprócz ogromnego granicznego zamieszania są też plusy w postaci darmowych map i folderów turystycznych – powiało cywilizacją.

W Syrii witał nas wszędzie prezydent, a tu wszędzie pozdrawia nas szerokim uśmiechem król Jordanii Abd Allah ibn Husajn. W imieniu króla zatrzymują nas na licznych „check pointach” jordańscy żołnierze. Skąd jesteśmy i gdzie jedziemy, kontrola paszportów, uśmiech od ucha do ucha i słowo „witamy”. Czas ruszać ku przygodzie.

Na początek stolica kraju – Amman. Po wizycie w Damaszku czuć nowoczesność, tu tylko co drugi kierowca chce rozjechać rowerzystę a śmieci pokrywają tylko 50% powierzchni ziemi. Wysokie nowoczesne biurowce dające zatrudnienie tysiącom ludzi kontrastują z sześciotysięcznym miejscem rozrywki jakim jest amfiteatr z czasów rzymskich. Cisza tego miejsca przerywana jest tylko przez nawoływanie z meczetów do modlitwy wyznawców islamu.

Morze Martwe a tak naprawdę duże jezioro bezodpływowe, swą nazwę zawdzięcza prawie całkowitemu brakowi życia organicznego, czego powodem jest ogromne zasolenie zbiornika. Brak również życia nad brzegiem morza. Drogę wzdłuż tafli wodnej przemierza od czasu do czasu charakterystyczna ciężarówka w kolorze tęczy. Jedynie część wybrzeża zagospodarowana jest przez hotele o najwyższym standardzie, przy których widnieją tablice informacyjne kierujące turystów na poszczególne parkingi. Morze Martwe to również najniższy punkt naszej planety –418 m p.p.m. i niesamowity górski krajobraz otaczający zbiornik.

Akaba – port nad Morzem Czerwonym. Kilka statków w porcie, nadbrzeżne knajpki z żywiołowo reagującymi kibicami piłki nożnej, unoszący się zapach słodkiego tytoniu, bulgoczące fajki wodne i szum morskich fal. Ciasny, pachnący stęchlizną tani pokój hotelowy, przez kratę obserwujemy taflę wodną i migocące światła po drugiej stronie brzegu. Brzegu innej cywilizacji – Izraela.

Europejskość Jordanii widoczna jest już w wielu miejscach. Jakby ta część świata nie pasowała do arabskiej ziemi. Święcące się neony i nowoczesne kreacje na wystawach. Ciężko znaleźć ludzi w tradycyjnych szatach, a na nawoływanie z meczetów mało kto reaguje. Tylko gdzieś na głębokiej prowincji możemy liczyć na nieprzewidywalność i improwizację wypadków losu, które są powodem licznych wyjazdów na szeroko pojęty kierunek wschodni.

Zima zaskoczyła drogowców jak co roku. Ile razy słyszeliśmy to w rodzimej telewizji. W każdej gminie mamy pługi i piaskarki, a większość kierowców jest szczęśliwymi posiadaczami opon zimowych. Zamknięte drogi, samochody na poboczach, autobusy w rowach, zalegający na ulicach śnieg. Tak, to właśnie sparaliżowana po raz pierwszy od 10 lat Jordania. Ubaw mają biegający w arafatkach młodzi Jordańczycy obrzucający się śniegiem. Jest to dla nich na pewno jedna z większych atrakcji w życiu.

Wysokie góry i potężne kaniony ukrywają w sobie wiele ważnych węzłów komunikacyjnych. Z tego powodu większość dróg w kraju jest nieprzejezdna. Cudem dojeżdżamy pod największą atrakcję Jordanii – antyczne miasto Petrę. Niestety dla bezpieczeństwa turystów rząd Jordanii podjął decyzję o zamknięciu Petry. Przeżywamy ogromny zawód ale w podróży jak i w życiu codziennym zdarzają się porażki i nieprzewidziane sytuacje.

Bolesne porażki nie pozwalają o sobie długo zapomnieć. I mam nadzieję, że ta przegrana, ten zimowy bliskowschodni „biały kruk” będzie mnie męczył jeszcze długo i stanie się pretekstem do kolejnej wizyty w tym kraju. Tylko może tym razem o innej porze roku ? Tak na wszelki wypadek…

Copyright © 2006 Machoney


stat4u