WYJAZDY ZAGRANICZNE
WYJAZDY KRAJOWE
INFORMACJE PRAKTYCZNE
LINKI

AKTUALNOŚCI
PRZEWODNICTWO I PILOTAŻ
POKAZY SLAJDÓW
O MNIE



POŁONINA KRASNA – RELACJA  Jakże

POŁONINA KRASNA – RELACJA

Jakże ciężko rozstać się z górami Ukrainy, na dłużej niż kilka tygodni. Strome podejścia, żółto – zielone wolne od człowieka połoniny, wschody i zachody słońca przeżywane w grupce znajomych. Tego wszystkiego nie znajdziemy już w polskich górach, natomiast do woli nasycimy się tym u naszych wschodnich sąsiadów…
Słowackimi kolejami dostajemy się, po krótkiej odprawie paszportowej, do Czopu. Mała mieścina o imponującej stacji kolejowej z poczekalnią wielkości kilku boisk do siatkówki. Kilku dresiarzy w mokasynach proponuje podwózkę na Węgry lub wymianę waluty. Na rozkładzie jazdy widnieją pociągi aż do pięciu stolic europejskich: Moskwy, Kijowa, Budapesztu, Bratysławy i Wiednia… Pomimo, że jest środek nocy w pobliskiej knajpie wódka i piwo leją się strumieniami. Czekanie przy piwie dobiega końca i podjeżdża pociąg w kierunku Tiaczewa. Wchodzimy do zapchanego pociągu. W ciemnościach odszukujemy numerki przydzielone na biletach, wyrzucamy na górne półki dość ciężkawe plecaki, odrzucamy ofertę prowadnika wagonu dotyczącą wykupienia zestawu pościelowego i w duchocie próbujemy zasnąć. Towarzystwo „pociągowe” chyba imprezy ma za sobą, gdyż pociąg zaczynał kurs we Lwowie. Zasypiamy błyskawicznie. Po dotarciu na miejsce pakujemy się w marszrutę do Dubowego, o dziwo zakarpackie drogi lepiej prezentują się niż w innych regionach Karpat. Po godzinie jazdy wysiadamy w dość sporej miejscowości. Spożywamy śniadanie w lokalnym barze i oczywiście zostajemy zaczepieni przez autochtona, który robi wywód na temat sytuacji politycznej w kraju: „Prezydent musi być silny, ma wskazać jak ma być a nie negocjować…”
Wreszcie podjeżdża marszruta do Uść Czornej. Miał być autobus ale zepsuł się gdzieś na trasie. Ta podróż nie należy do przyjemnych. Dwa razy więcej ludzi niż miejsc i zaczęły się dziury na drodze. Wreszcie docieramy do punktu wyjścia w góry. Typowa wieś ukraińska. Droga i wzdłuż niej domy. Bezpańskie psy, cerkiew, cmentarz, sklep i ludzie oraz ich ukłony w kierunku turystów. Uzupełniamy zapasy wody w sklepie na kółkach i ruszamy w na podbój Połoniny Krasnej. Początki jak zawsze trudne. Stromo i upalnie. Jednak wysiłek wynagradzają widoki. Zaraz po wyjściu ponad granicę lasu ukazuje się majestatyczna Bliźnica (1883 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Świdowca. W oddali, lekko za mgiełką ukazuje się najwyższe pasmo Ukrainy – Czarnohora. Najwyższy jednak cza spojrzeć przed siebie. Tu ukazuje się nam cały inwentarz domowy: konie, krowy, owce, kozy i psy pasterskie. Ruchy przeszłości jednak pozostawiły skazę na tym terenie. Przez główny grzbiet Połoniny Krasnej poprowadzony został gazociąg a wzdłuż niego prowadzi droga. Kilka rur o średnicy 1500 mm przypomina nam o niszczycielskiej działalności człowieka. Nasuwa się pytanie – po co prowadzić gazociąg na wysokości 1500 m n.p.m. Pomijając jednak ten fakt, to góry należą do bardzo malowniczych, poprzez bardzo strome stoki opadające w głębokie doliny.
Wybór miejsca pod biwak, rozbijanie namiotu, ognisko, ostatnie promienie słoneczne oświetlające stoki górskie, niekończące się opowieści, głęboki sen, fotografie o wschodzie słońca…
Kolejny dzień nie daje już nam tyle satysfakcji co poprzedni. W chmurach pokonujemy kolejne wzniesienia z najwyższym szczytem Gropa (1568 m n.p.m.). Mgła jest tak gęsta, że na Gropie nie zauważamy przekaźnika telefonii komórkowej. Z ulgą docieramy do odgałęzienia nitki gazociągu prowadzącej do Kołoczawy. Dochodzimy do małej osady pasterskiej. Kilka pamiątkowych fotografii, uśmiechnięte twarze, wymiana adresów. Oczywiście pada pytanie o datę budowy gazociągu. Roześmiany od ucha do ucha pasterz odpowiada: „To budowali dawno, jak mały byłem…” Wspomina o służbie wojskowej w Armii Radzieckiej oraz o „swoim” czasie zakarpackim – „my tu mamy swój czas… ” Jadąc na Ukrainę rzeczywiście czas jest inny. Czas się nie zatrzymuje nigdy, ale chyba w niektórych regionach płynie wolniej, a może to ludzie nie żyją w takim pośpiechu, w ciągłej pogoni za pieniądzem. Potrafią cieszyć się innymi wartościami…
Na pewno czas płynie wolniej, gdy schodzi się z gór ze świadomością, że tam w dolinie czekan na Ciebie upragnione piwo. Ciasna knajpa, przedział wiekowy 15-75 lat. Każdy z papierosem, piwem lub wódką. Alkohole to też część kultury danego kraju czy regionu…
Jeszcze dziś musimy dostać się do oddalonego o około 60 kilometrów Wołowca. Na publiczne środki transportu raczej nie możemy liczyć. Wynajmujemy prywatnego busa do Miżhiri. Odległość 20 km pokonujemy w 2 godziny. Kierowca postanawia pojeździćpo okolicznych wsiach aby ubić interesu. Raz spuszcza paliwo, raz je wlewa, zaraz wrzuca jakiś złom do busa. Z niepokojem spoglądamy na zegarki i zadajemy sobie pytanie: czy my stąd kiedyś wyjedziemy?
Dworzec autobusowy w Miżhirii, godzina 18.00. Rozkład jazdy informuje nas, że za kilka minut odjedzie autobus do Chustu. Dozorca dworca informuje nas, że ten autobus nie jeździ a rozkłady widzą od rewolucji… Na dworcu oprócz nas, starszy człowiek w sandałach z reklamówka w ręku, mówi, że jedzie do Chustu. Zbytnio go to jakoś nie martwi, że dziś już najprawdopodobniej nic nie pojedzie w tamtym kierunku…
My ponownie korzystamy z usług tego samego człowieka i ruszamy do Wołowca, droga prowadzącą wzdłuż Połoniny Borżawy. W oczekiwaniu na pociąg do Mukaczewa odwiedzamy przydworcową knajpę. Z przykrością jednak stwierdzamy, że nie załapiemy się na regionalne potrawy, gdyż jest niedziela. Hot-dog i piwo –trochę po amerykańsku…
Mukaczewo. Dworcowy bar. Cztery barmanki, które z chęcią oddałyby się za dwa piwa, grupka młodych Ukraińców w dresach, pokazujących nam środkowy palec w momencie gdy zakupujemy piwo. Na szczęście ich agresja na tym się kończy i z powrotem zabierają się za obmacywanie barmanek. Poznajemy Lwowiaka, dziennikarza. Wymieniamy poglądy na wiele tematów. Okazuje się, że jest muzykiem folkowym i wkrótce w polskich Bieszczadach będzie koncertował.
Kolejnym pociągiem zmierzamy do Czopu, tu będzie się kończyć nasza kolejna przygoda z Ukrainą, która nadal różni się od reszty Europy. Gdzie na turystę nie patrzy się tylko i wyłącznie jako na źródło pieniędzy. Kto tam był wie o czym piszę, kto nie niech się śpieszy – wszystko się kiedyś kończy…

Copyright © 2006 Machoney


stat4u